żywię głęboką nadzieję, że chociaż święta już minęły, ta wyjątkowa aura ciepła i spokoju pozostała wewnątrz Was. :) Magiczny czas w nietypowej scenerii. Takie nastały czasy, że większym zaskoczeniem są szczypiące po nogach -3 st C i przymarznięte uszczelki w drzwiach auta, z którymi miałam okazję się dzisiaj zmierzyć. :)
Świat staje na głowie w wymiarze makro oraz mikro. Mikro wariactwo zadziało się na moim parapecie. Czekałam na tę chwilę pół roku. Za pierwszym razem pąk usechł, za drugim zgnił. Jak to się mówi - do trzech razy sztuka. Za trzecim razem udało się. Podwójnie. Tuż przed Wigilią do końca rozwinęły się kwiatostany mojego anturium. :) Na upartego byłaby ciekawa alternatywa dla poisencji. ;)
W zanadrzu mam jeszcze jedną niespodziankę. Otóż... w przeciwieństwie do roku ubiegłego, niewiele zdziałałam na polu rękodzielniczym. Wykonałam trzy lampiony ze szklanych słoików (jeden z nich pojawił się w poprzednim poście), dodatkowy wianuszek, ozdobną buteleczkę na słodkie groszki i dwie bombki, jedną olbrzymkę, drugą zupełnie malutką. Na zdjęcie załapała się wyłącznie olbrzymka, resztę szybko rozdałam, przez co zapomniałam o ich uwiecznieniu. :)
Na osłodę piernikowe choineczki.
Patrząc na nie uświadomiłam sobie, że tuż po świętach tak po prostu zniknęły. Do śledztwa chyba zaangażuję resztę domowników. ;)
Nie wiem czy pojawię się tutaj jeszcze przed Nowym Rokiem - na wszelki wypadek życzę Wam udanego skoku do kolejnego roku:)
Pozdrawiam serdecznie
Karolina