nasza wycieczka do stolicy Warmii nie była planowana - początkowo tego dnia szykowała się nam osiemnastka. Zaledwie trzy dni wcześniej powiadomiono nas, że impreza ostatecznie zostaje przełożona na późniejszy termin. Tym samym w kalendarzu zwolnił się ostatni dzień wakacji.
Żal by było tego nie wykorzystać. :) Prognoza pogody na ten czas i miejsce była wyjatkowo zachęcająca - nie zapowiadano upałów a przetaczający się wówczas przez Polskę front burzowy również omijał tamte rejony. :)
Naszym małym rytuałem jest picie kawy krótko po podróży - jest to moment szybkiej regeneracji (jazda pociągiem potrafi bowiem lekko znużyć), rozjaśnienia umysłu, czasem również obgadania ogólnego planu na resztę dnia. Poszukując fajnej miejscówki na olsztyńskiej starówce, trafiliśmy do SiSi Coffee. Na IG wspomniałam, że niewiele brakowało a przeze mnie przegapilibyśmy jej cudowne wnętrze. To prawda, bowiem uparcie nalegałam na przycupnięcie
w ogródku (bo jest ciepło, bo to może ostatnie podrygi lata... :) ). Ukochany nie dał za wygraną i zaciągnął mnie do środka. Po szybkim rozejrzeniu się stwierdziłam, że jednak zostajemy. :) :)
Podczas spaceru wypatrzyliśmy również inne ciekawe miejsce. :) Pijalnia Czapla zorganizowała swój ogródek nad samiutką Łyną. Niech Was nie zawiedzie wąskie koryto - rzeka jest zaskakująco bystra. :) Mogę sobie tylko wyobrazić, jak przyjemnie może być tu w ciepły letni wieczór, w gronie przyjaciół.
Widok z mostku na ul Prostej |
Łyna posiada jeszcze jedno, bardziej dzikie oblicze. Kierując się do Obserwatorium Astronomicznego, szliśmy (niestety tylko i wyłącznie) obrzeżami Parku Centralnego. Przechodząc przez kolejny mostek,ku naszemu zaskoczeniu, z zarośli wyłonili się kajakarze. :) W tym miejscu rzeka jest szersza a jej brzegi gęsto obrośnięte drzewami. Zupełnie inny świat w samym centrum miasta!
Do celu Google Mapy wywiodły nas bardzo okrężną drogą. :) Po ponad półgodzinnym marszu dotarliśmy do obserwatorium, które mieści się w dawnej wieży ciśnień. W ciągu niespełna godziny mieliśmy szansę obejrzeć rekonstrukcje przyrządów astronomicznych, którymi posługiwał się Mikołaj Kopernik, pokaźną kolekcję meteorytów (wśród nich znalazł się odłamek
z Czelabińska) oraz serce obserwatorium - teleskopy wraz z ruchomą kopułą. Zdecydowanie największą atrakcją jest grunt księżycowy, podarowany nam przez naród amerykański po udanej misji Apollo 11. Wygląda na to, że teorię spiskową o nakręceniu lądowania w studio przez Stanley'a Kubricka, można włożyć między bajki. ;)
Udało się nam się jeszcze szybko wejść na taras widokowy. Wieża nie jest jest szczególnie wysoka ale widoczek z niej ładny. :) Ciekawostką jest, że wieczorami z tego miejsca,
przy dobrej pogodzie, prowadzone są publiczne pokazy nieba. Nie wiem dokładnie jak one przebiegają ale nic straconego - pewnie i tak wrócimy w przyszłości, wtedy nadrobimy zaległości.
Na lewo w oddali widoczny jest ratusz, po prawej stronie zaś Kościół pw Najświętszego Serca Pana Jezusa. |
Do sklepiku wchodzi się po schodkach a ładnie zaaranżowany "balkonik" z daleka zachęca, by podejść bliżej. |
Motywy były najróżniejsze - kwiatowe łąki, pachnące świeta Bożego Narodzenia, morskie opowieści, imitacje minerałów... |
Aż żal palić! :) |
Różne różności - to stwierdzenie najlepiej opisuje asortyment Manufaktury Sztuki. |
Naczynia z zaciekami pochodzą z Warsztatu Garncarskiego Rodziny Konopczyńskich, który mieści się w Bolimowie - to tylko 30 km jazdy samochodem z mojej miejscowości! |
Po obiedzie skierowaliśmy kroki w stronę Zamku Kapituły Warmińskiej, spacerując wzdłuż Łyny. Byłam szczerze oczarowana otaczającą mnie zielenią, szumem rzeki i mijanej w oddali fontanny. :) Ponieważ byliśmy ograniczeni czasowo a chcieliśmy jeszcze dotrzeć nad jeziora, zwiedzanie ograniczyliśmy do dziedzinca oraz (ponownego :)) wejścia na wieżę. To drugie mocno nas rozczarowało, ponieważ wieża jest zabudowana a na jej szczycie można popatrzeć jedynie przez maleńkie okienka.
Dziedziniec był znacznie ciekawszy. :) Znajduje się na nim oryginalna pruska baba - kamienna rzeźba, bardzo charakterystyczna dla tego rejonu. Wbrew nazwie, "baba" jest rodzaju męskiego i najprawdopodobniej przedstawia pogańskie bóstwo lub wojownika.
Rzeźba ma ok 1,6 m wysokości - jak stałam obok, sięgała mi mniej więcej do brody. :) |
Opuszczając starówkę, rzuciliśmy okiem na sąsiadujący z zamkiem amfiteatr. Na scenie był spory ruch, ponieważ trwały przygotowania do koncertu Dody & Virgin. :)
Gdy biegliśmy na pociąg powrotny, koncert trwał już w najlepsze. :) |
Ponownie dłuższa droga przed nami! Nachodziliśmy się wtedy słusznie, pełne podsumowanie
na końcu posta. :) Ostatnim punktem wyjazdu było jezioro Ukiel, znane też jako Krzywe. Wcześniej minęliśmy jezioro Długie...
Jest to słabo widoczne, ale możecie uwierzyć mi na słowo - po jeziorze pływała łabędzia rodzina: rodzice z dwójką brązowych jeszcze maluchów. :) |
Zdjęcia nawet częściowo nie oddają, jak jest tam fajnie i jak różnorodnie można spędzić wolny czas. Trzeba przyjechać i przekonać się na własnej skórze. :) :) |
Pakując na wyjazd swój niezawodny worek, wahałam się czy nie upchnąć jakoś kawałka ręcznika i stroju kąpielowego. :) Ostatecznie zrezygnowałam z dźwigania dodatkowego obciążenia. Fakt faktem na długie kąpiele i tak nie było czasu ale nie mogłam przepuścić okazji zmoczenia stóp, kolan, ud. :) :)
Druga Połowa z wysokości trzymała rękę na pulsie. :) |
Wszystko co dobre szybko się kończy, także po kąpieli i spacerze wzdłuż brzegu, szybko musieliśmy wracać na dworzec główny (kolejne 4 km! :p). Teraz wiemy to i my, także mamy dobrą radę. :)
Gdybyście po lekturze i Wy zdecydowali się na wyjazd, polecam wykupienie biletu
do wcześniejszej stacji, tj. na Olsztyn Zachodni. Jest on położony mniej więcej w połowie drogi między starówką a jeziorem Ukiel. Można zaoszczędzić sporo czasu na przemieszczaniu się - lepiej wykorzystać cenne minuty chociażby na spacer bezpośrednio nad jeziorami. :)
Znad Krzywego na pierwszy dworzec idzie się kwadrans, na drugi (bardzo szybkim tempem)
ok 50 min. :P Cóż, nie mieliśmy wyjścia, jak chcieliśmy wrócić o planowanym czasie. :D
Po całym dniu spędzonym w Olsztynie, czyli od godziny 10:00 z minutami do 20:00, aplikacja
w telefonie pokazała wykonanie ponad 26 tysięcy kroków. Pokonaliśmy na piechotę mniej więcej
19 km. :) Siedząc w pociągu powrotnym nie miałam nawet krzty siły się smucić, że nasz wypad dobiegł końca. Całe szczęście! Jednakże kawałek serca gdzieś w ciągu dnia niepostrzeżenie odpadł i pozostał. Chwilami dość mocno odczuwam jego brak. :)
Pozdrawiam serdecznie,
Karolina